W Stanach Zjednoczonych, jak to zazwyczaj bywa, przeprowadzono eksperyment, dowodzący, że zjedzenie czegoś w ramach “poprawienia humoru” wcale nie zdaje egzaminu. Pierwszym etapem badań była obszerna ankieta, w której respondenci wskazywali dania, które wprawiają ich w dobry nastrój. Następnie pokazywano im przygnębiające filmy, a po ich obejrzeniu oferowano produkty, które rzekomo miały „poprawić humor”. Jak się okazało – uczestnicy badania wcale nie czuli się znacznie lepiej po zjedzeniu swojego “pocieszacza”.
Pocieszacz poprawiał nastrój tylko nieznacznie. Co ciekawe, neutralne dania (które nie zostały wskazane w ankiecie jako pocieszacz) działały podobnie. Sprzyjający okazał się również czas. Efekt był taki sam, niezależnie, czy uczestnicy badania zjedli “pocieszacz” czy zjedli coś obojętnego, czy też nic nie zjedli.
Zresztą sami możemy to zaobserwować w naszym życiu. Czy nie zdażyło Ci się tak, że mając ponury humor, sięgasz po czekoladę, a po opałaszowaniu jej jest Ci nadal źle, bo teraz dręczą Cię wyrzuty sumienia? Zajadanie złego samopoczucia jedzeniowymi pocieszaczami jest niestety błędnym kołem, które wiedzie Cię do jeszcze gorszego nastroju.
To nie oznacza jednak, że masz w ogóle nie jeść tego, co sprawia Ci przyjemność. Absolutnie nie! Jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo robić to, co sprawia nam radość albo też po prostu mieć chwilę słabości. Róbmy to jednak z pełną świadomością tego, co nam naprawdę pomaga, a co zamyka nas w pułapce lub tylko pogrąża.